środa, 8 czerwca 2016

Biblioteka Brzozowego Zagajnika i Zamek na wrzosowisku.


Mój dom na wsi ma rozliczne zalety, jedną z nich, ważną z punktu widzenia tematyki bloga jest posiadanie alternatywnej do miejskiej - wiejskiej biblioteki :) Biblioteczka Brzozowego Zagajnika gromadzi książki wywiezione z Krakowa w różnym czasie i z bardzo różnych powodów, trzon stanowią tzw. książki jednokrotnego czytania, których staram się obecnie kupować jak najmniej, ale wciąż trafiają się jakieś okazje w marketowych koszach z tanią powieścią, czy w księgarni na Grodzkiej, którym nie potrafię się oprzeć. Po przeczytaniu i uznaniu, że długo, albo wcale już do danej książki nie zajrzę układam stosik wywózkowy i zabieram ze sobą na wieś, potem przywiezione powieści rozlokowuję na regale. 

Duża część księgozbioru w Brzozowym to staruszki, które większość swojego książkowego żywota spędziły w piwnicznych kartonach i po latach życia w ukryciu, nareszcie mogą rozprostować stare stronice na regale ;) Oczywiście o książki dbam i nawet te w pudłach w piwnicy są tak zapakowane, żeby kurz nie pokrył ich grubą warstwą, a piwnica na szczęście nie jest w klimacie średniowiecznych, wilgotnych lochów, więc wilgoć nie zabiła starego księgozbioru. 

Jest też sporo książek od znajomych likwidujących swoje biblioteki, z których pozbierałam prawdziwe perełki, choćby Kroniki Bolesława Prusa, które podczytywałam, żeby uniknąć wyrzutów sumienia, że trwonię czas na romans historyczny. Swoją drogą romans to doskonała lektura, kiedy żar z nieba się leje, a prace porządkowe w ogrodzie, domu i sadzie wydają się niekończącą się historią, ale o tej książce kilka słów później. Po kątach regału poupychałam stare podręczniki z historii, bo te zbieram od zawsze, ostatnio udało mi się przy okazji znaleźć podręcznik z 1 klasy LO, 3 pozostałe mam w Krakowie i chociaż to akurat nie z nich sama się uczyłam, bardzo lubię je przeglądać, poza nimi w bibliotece swoją przystań znalazły podręczniki z botaniki, geografii, stare komiksy i masa ciekawostek, które co jakiś czas odnajduję po latach.

Z jednej strony zaczytaniu w Brzozowym Zagajniku sprzyjają przecudne okoliczności przyrody, nie mieszkamy przy drodze, tylko schowani za zielenią lasu i łąki, a od najbliższej drogi o większym natężeniu ruchu oddzielają nas...trzy naprawdę gęste lasy, dwie rzeki i potok :), na podwórku jest cichuteńko, no poza ptasimi trelami, ale one akurat uprzyjemniają lekturę i trudno je w kategoriach hałasu rozpatrywać, mieszkając na co dzień w gwarnym mieście. Cała działka usiana jest ławeczkami, leżakami, w stodole króluje huśtawka, więc umościć sobie miejsce w którym zapaść w lekturę, a potem w drzemkę, śniąc o przeczytanych przygodach jest bardzo łatwo ;) Od ciągłego leniuchowania z książką na leżaku odrywa praca w ogrodzie, sadzie i zagajniku, zawsze jest jakaś roślina do zasadzenia, przesadzenia, gałęzie do obcięcia, drewno do pocięcia i ułożenia na zimę, a dom domaga się sprzątania, bo jest z rzadka zamieszkiwany, ale to jest taki rodzaj pracy, który uwielbiam :)

Ostatnim razem przed wyjazdem uszykowałam "misiowy tobołek" (torby na książki zdobią misie, stąd ich poetyczna nazwa) z kilkoma książkami z miejskiej biblioteczki przygotowanymi do wywiezienia na wieś, przy okazji robiąc przestrzeń na nowe zakupy i z książką, którą miałam aktualnie w czytaniu. Tobołek został jednak zapomniany w Krakowie, a ja zrobiłam nocą wymuszone porządki i przegląd generalny w biblioteczce Brzozowego Zagajnika, żeby znaleźć sobie coś do czytania. 

Odkryłam przy okazji porządków masę książek nie przeczytanych, jakiś czas temu na przykład kupowałam powieści Jane Austen sprzedawane w pakiecie z romansem historycznym, zebrała się tych drugich mała kolekcja, którą wywiozłam na wieś i zupełnie o nich zapomniałam, i tak znalazłam "Zamek na wrzosowisku" Meagan McKinney powieść uroczo głupiutką, wykorzystującą wszystkie znane z kobiecej literatury motywy: tajemniczy ogród, zamek i jego gburowaty właściciel, duchy, guwernantka, powieści sióstr  Brontë i F. Hodgson Burnett wychylają się z tajemniczych zamkowych komnat, a całość zdaje się parodią gatunku, bardziej niż przyzwoitym czytadłem. Cała opowieść byłaby bardziej znośna, gdyby główni bohaterowie mniej stron przegadali, przynudzając okrutnie, mniej się powtarzali, a porównania nie były tak zabójczo głupie. Na okładce autorka przyznaje, że dla pisania romansów porzuciła pracę biologa, jakoś to wyznanie napawa mnie smutkiem po lekturze, chociaż bawiłam się momentami naprawdę nieźle, ale chyba nie o ubawienie czytelnika chodziło autorce. 

Po przeczytaniu "Zamku..." zabrałam się za przegląd lektur z dzieciństwa, znalazłam na przykład "Złotą kulę" Hanny Ożogowskiej, a myślałam, że książka dawno przepadła, podczas którejś z przeprowadzek. Być może podczas kolejnej wizyty na wsi zabiorę się za jej czytanie, sprawdzę, jak wrażenia po latach. W wiejskiej biblioteczce mam też albumy i leksykony przyrodnicze, najchętniej zaglądam do albumu o ptakach, żeby sprawdzić nazwy naprawdę licznych mieszkańców naszych drzewek, w pobliżu mamy bociany, wróble, drozdy, kosy, szpaki i masę ptaszków o dziwacznym upierzeniu, które nagle wyskakują nad głową ze świerków, tujowych alejek i płotów :)

Jak każdy mól książkowy zapasy książkowe mam zachomikowane wszędzie, gdzie dłużej przebywam, a dzięki przestrzeniom wiejskim nie martwią mnie kolejne książkowe zakupy, bo wywożę książki z mieszkania uwalniając miejsce pod takie, które chcę mieć stale przy sobie, bo lubię do nich zajrzeć od czasu do czasu :) Biblioteczka na wsi służy mi wiosną, latem, jesienią i zimą, jest bardziej różnorodna od tej, którą mam w Krakowie i żadnego klucza nie potrafię wymyślić do uporządkowania tego chaotycznego zbioru, ale tak jest nawet przyjemniej, bo przypomina mi ten księgozbiór tajemniczy splątany ogród, który niełatwo wyjawia swoje sekrety, tak jak Mary Lennox odkrywała nieznane gatunki roślin, tak ja odnajduje zapomniane książki, zastanawiając się skąd u licha mam tutaj tę powieść, przecież nawet nie pamiętam, kiedy ją kupiłam...

"Zamek na wrzosowisku"
Meagan McKinney
Wydawnictwo Amber 2009, 319 str.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...