sobota, 24 listopada 2012

Prawda i rozwiązanie mogą się kryć pod z pozoru niedostrzegalną kombinacją szczegółów. Morderca bez twarzy. Henning Mankell.


Lubię historie kryminalne osadzone w zimowych realiach, zaśnieżonych pejzażach, z zawodzącym w tle wichrem i płatkami śniegu. Zimowe warunki atmosferyczne utrudniają rozwiązanie zagadek kryminalnych i głównym bohaterom życie. Taką mroźną aurę odnalazłam ostatnio w "Mordercy bez twarzy", pierwszym tomie opowieści o policjancie z Ystadt - Kurcie Wallanderze.
W nocy z piątku na sobotę, 27 stycznia, od południa rozpętała się gwałtowna burza śnieżna. Po paru godzinach E14 została kompletnie zablokowana. Śnieg sypał nieprzerwanie przez sześć godzin. Porywisty wiatr czynił pracę pługów śnieżnych całkowicie bezsensowną. Z taką samą szybkością, z jaką pługi odgarniały śnieg z drogi, wiatr usypywał nowe zaspy.
W sennej wiosce Lenarp zamordowana zostaje para staruszków. Okrucieństwo z jakim morderca dokonał zbrodni, wstrząsa nawet doświadczonymi funkcjonariuszami skańskiej policji. Jedna z ofiar przed śmiercią zdąży wyszeptać słowo: "zagraniczny", które wyciekając do mediów, narobi sporo zamieszania w spokojnej Skanii, budząc rasistowskie demony i rozpoczynając debatę o zbyt liberalnej polityce imigracyjnej Szwecji. Wątek żmudnego, wielomiesięcznego śledztwa uzupełnia historia życia czterdziestoletniego Wallandera, opuszczonego przez żonę, nie potrafiącego nawiązać kontaktu z córką i ojcem.
Po twórczość Henninga Mankella sięgam bez większego wahania, kiedy mam ochotę na skandynawski kryminał i zazwyczaj jest to strzał w dziesiątkę. Książki o Kurcie Wallanderze to bardzo realistyczne kryminały policyjne, odsłaniające przed laikiem kulisy pracy policji: powolne ustalanie faktów, niekończące się przesłuchania oraz ogrom zaangażowania grupy dochodzeniowej, która na czas trwania śledztwa, niemal rezygnuje z życia prywatnego. Cenię u Henninga Mankella niezwykłą umiejętność przystępnego przedstawiania diagnozy społecznej Szwecji z początków lat dziewięćdziesiątych, to dzięki tym fragmentom czytelnik nie czuje się zagubiony zgłębiając losy śledztwa, zachowania policji i mieszkańców szwedzkiej prowincji, ich stosunek do imigrantów również nie szokuje, dzięki dyskretnemu wprowadzeniu do tematu autora. Jednak ten smutny realizm, ucieczki w alkohol, rozstrojenie głównego bohatera, nie tworzą powieści "ku pokrzepieniu" na listopadowe wieczory, wręcz przeciwnie, po lekturze nawet mgła za oknem przytłacza człowieka dwa razy bardziej. Dlatego polecam lekturę "Mordercy bez twarzy" w nieco przyjemniejszych okolicznościach przyrody, kiedy jesień pokazuje nieco przyjaźniejsze oblicze:).

Morderca bez twarzy. ( Mördare utan ansikte. 1991 )
Henning Mankell
Wydawnictwo WAB, Warszawa 2006, 301 str.
Psy z Rygi.
O krok. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...